Dzisiaj pierogi z nadzieniem maminej roboty.
Kupujemy antrykot, rosbef lub w tym przypadku gicz cielęcą. Akurat miała na sobie dużo mięsiwa wiec się wzięło. Czemu nie.
Gotując mięso, dodajemy do wywaru te same składniki, które stanowią część rosołu. Wymieniać nie będę.
Mięso mielimy.
Mięso zmielone, siekamy cebulę i pieczarki, które podsmażamy na patelni a następnie dodajemy do mięsa. Tak powstaje farsz, którego nikt nie przebije :)
Sól, pieprz to podstawa.
Farsz gotowy, pora na ciasto.
Pszenna mąka, bardzo ciepła woda, szczypta soli i całe jajko.
Odrobinę śmietany. Zamiast niej może być masło lub olej.
I do dzieła - powoli zagniatamy ciasto. powoli mieszamy składniki
Wodę dodajemy po trochu.
Jeśli ciasto jest suche i rozpada się, dodajemy wodę. Jeśli ciasto jest lepkie i ciągle się przykleja się do rąk i nie tylko, odstawiamy wodę, posypujemy mąką.
Po pól godzinie czy godzinie, zabieramy się za wałkowanie. Dzielimy ciasto na 2, 3 części. Wałkujemy je po kolei, wycinając krążki przy pomocy szklanki o dość dużej średnicy.
Staramy się wykorzystać każdy kawałek ciasta do końca.
Pierogi gotujemy tak długo, aż wypłyną. Wtedy zostawiamy je na ogniu do czasu, gdy zmiękną. Sprawdzamy ich stan widelcem.
Podajemy z podsmażaną cebulą i boczkiem. Jeśli boczku nie mamy, wystarczy cebula.
Smacznego ! Ewa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz